Sto lat temu, w roku 1921, urodził się Krzysztof Kamil Baczyński – poeta niezwykły, którego utwory, ale i losy, do dziś inspirują i poruszają. Obrazy poetyckie Baczyńskiego są niezwykle emocjonalne i przesycone symbolami, a główne role odgrywają w nich przyroda i Bóg. Dużo w nim także tragizmu, gdyż życie poety było sprzężone z doświadczeniem wojny. Pokolenie, do którego należał i którego młodość przypadła na czas II wojny światowej, było naznaczone chęcią heroicznej walki i traumą związaną z wojennymi przeżyciami. Baczyński sam niejednokrotnie ryzykował, biorąc udział w licznych akcjach, był także uczestnikiem Powstania Warszawskiego.
Poeta ten potrafił trafić do czytelników zarówno wtedy, kiedy pisał do prasy, jak i wtedy, kiedy wydawał swoje wyjątkowe wiersze. Opowiadają one o tym, co wzruszające i o tym, co może przerażać.
W związku z obchodami 100. rocznicy urodzin poety w Zespole Szkół Katolickich im. św. Jana Pawła II w Śremie zorganizowany został konkurs plastyczno-literacki „Krzysztof Kamil Baczyński – żołnierz, poeta”. Zadanie konkursowe polegało na wykonaniu w dowolnej technice plastycznej ilustracji do wybranego wiersza Baczyńskiego.
Konkurs ten miał być ciekawą przygodą, zachętą do eksperymentowania z tekstem i obrazem, a także doświadczeniem bycia literackim kombinatorem, a nie jedynie biernym odbiorcą poezji.
W konkursie zwyciężyła praca Leny Buckiej, uczennicy klasy VIIB, która wykonała ilustrację do wiersza Astronomia, mającą naprawdę zaskakującą formę. Serdecznie gratulujemy Lenie i życzymy dalszych sukcesów!
Poniżej zamieszczamy pracę konkursową Leny oraz wiersz, do którego jest ona ilustracją.
Krzysztof Kamil Baczyński,
Astronomia
Stojąc pod niebem bez góry i dołu
tętnię dojrzały do wielkości gwiazd.
Własnych zaklęć ogromne koło
krążę po niebie płynącym w czas.
W sklepieniu cichym jak śmierć słowików
nagle porywa mosiężny cyklon
i tylko ludzie zostają – podobni
rozdartym nad śmiercią cyrklom.
A tu dzwonią światy obojętne,
maczek gwiazd zamieniony w kosmos,
rosną groźnie światy obojętne,
przybliżone planety rosną.
Oto droga bez góry i dołu.
Kto widział nieba zamknięty strop?
Oto przestrzeń trójkątów i punktów,
linie dłoni przedłużone w głąb.
Wtedy w sen pierwotniejszy od planet
płyną masy coraz dalszych kół.
O, rozrąbać cień meteorów ciosem
snu jak toporem: na pół!