Kilka zdań do rodziców (z niepokojem witających kolejny rok szkolny i nie tylko!)
Współcześni rodzice przejmują się szkołą swoich dzieci. Rozumieją wartość edukacji, choć nie zawsze doceniają pomoc nauczycieli i specjalistów w tym względzie. Często mają niedobre doświadczenia związane z nauką, szkołę kojarzą z niepewnością, stresem, ocenianiem lub luzem i dobrą zabawą. Informacji o tym, jak wesprzeć dziecko w szkole szukają między znajomymi lub w Internecie. Tam dowiadują się często sprzecznych z sobą porad. „….Kontrolować!”, „Pomagać w lekcjach!”, „Odpuścić!” Zatem – co i jak robić, by dziecko jako uczeń było zadowolone i szczęśliwe?
Są tacy rodzice, którzy wymagają od swojej latorośli wyłącznie piątek i szóstek. Na słabszą ocenę reagują „…tylko czwórka?” i robią wszystko (lub bardzo wiele), by na świadectwie syna/córki był czerwony pasek. Poświęcają na to swoje życie, czas, pieniądze. Nauka jest najważniejsza, reszta sama się jakoś ułoży. A przecież nie od dziś wiadomo, że nie zawsze ocena to wiedza. Wielu znanych, utalentowanych ludzi, laureatów nagród miało słabsze oceny w szkole. Problemem nie jest słaba ocena, tylko to, dlaczego jest słaba? Warto zastanowić się, czy słaba ocena np. z fizyki jest wynikiem nieprzygotowania, niesystematycznej pracy i tego, jak dziecko podchodzi do swoich obowiązków? Czy po prostu dziecko bardziej lubi historię niż fizykę? A może trzeba inaczej zaplanować sposób i czas odrabiania lekcji? Jednocześnie pamiętajmy, że dziecko nie musi być najlepsze ze wszystkiego, bo każdy ma jakieś ograniczenia.
Drodzy Rodzice, zerknijmy na swoje świadectwa, czy zawsze były na nich czerwone paski? Może nasze niespełnione, zawyżone ambicje przekładamy teraz na swoje dzieci i to my serwujemy im szkołę pełną stresu i wymagań?
Według psychologów dziecięcych bardzo niedobra dla dziecka jest też „druga strona medalu” czyli tzw. nadmierna samodzielność i bagatelizowanie. To sytuacje, gdy dziecko jest pozostawione same sobie, gdy już od pierwszej klasy rodzice mówią „to tylko pierwsza klasa, na naukę masz jeszcze czas” lub do starszych dzieci „życie bywa trudne, ucz się go już teraz i radź sobie sam”. I taki uczeń przychodzi do szkoły niespakowany, bo nikt mu nie pomógł, a sam jeszcze się tego nie nauczył. Albo nie ma odrobionych lekcji, bo to jego sprawa, nie rodziców, a przecież małego ucznia trzeba tego dopiero nauczyć, co wymaga czasu. Bagatelizowanie przez rodziców słabszych ocen powoduje, że i dziecko zaczyna je bagatelizować. Takie zachowanie nie wynika najczęściej z braku miłości rodziców, tylko z ich nieświadomości. To prawda, że dziecko w wieku szkolnym powinno uczyć się samodzielności. Musi pamiętać o swoich obowiązkach, o tym, że ma zjeść w szkole II śniadanie albo spakować strój na wf. To jest proces, wymaga czasu. Dla jednych miesiąca, dla innych kilku czy kilkunasty nawet. Rodzice powinni mu w tym pomagać, ale nie wyręczać. Znamy wszyscy historie o nadopiekuńczych mamach, które w nocy pakują tornistry swoich pociech, które odrabiają wieczorami za dziecko lekcje, a ono ma „tylko przepisać”… Mamy wśród nas rodziców, którzy bagatelizują szkolne obowiązki, wchodzą w konflikty z pedagogami i tego uczą własne dzieci. A przecież dziecko –na każdym etapie edukacji –powinno czuć, że rodzice interesują się szkołą i że go mądrze wesprą. Mądrze –czyli jak? Trzeba kierować się sercem, intuicją i jednak wiedzą. Na pewno trzeba rozmawiać i obserwować, czy i jak dziecko sobie radzi na nowej drodze życia. Nie robić wszystkiego za nie, nie pakować tornistra za nie, w razie czego porozmawiać z nauczycielem. Pedagog, wychowawca jest dobrym doradcą w tej sprawie, warto więc z nim życzliwie się konsultować Dziecko powinno widzieć, że rodzice i nauczyciele stoją po tej samej stronie, że się szanują, wspierają, uzupełniają. To najlepsza nauka dla ucznia. Może trzeba zapisać dziecko na zajęcia wyrównawcze, a może częściej zapraszać jego kolegów do domu, by nauczyło się funkcjonowania wśród rówieśników? A może roztrzepanemu uczniowi wprowadźmy zasady, które wcześniej wspólnie z nim przedyskutujemy, spiszemy i zawiesimy np. na lodówce czy przy biurku? Ustalmy godziny na zabawę, na odrabianie lekcji, na czytanie, na komputer, na pomoc w domu, na wyjście z psem… Nauka obowiązkowości i systematyczności w domu pięknie przekłada się po jakimś czasie na obowiązkowość w szkole. I jeszcze złota zasada, o której mówią wszyscy psycholodzy i nauczyciele: jeżeli chcesz nauczyć dziecka punktualności – sam bądź punktualny, dokładności – bądź dokładny itd. Ma być obowiązkowe i sumienne – sam jako rodzic i pracownik taki bądź – dziecko to świetny obserwator, dostrzeże to i będzie chciało być takie samo. I uda mu się to po jakimś czasie – przy Twoim wsparciu, Drogi Rodzicu.
I jeszcze jedna ważna sprawa – nadmierne przejmowanie się rodzica. Reagowanie na każdą najmniejszą frustrację i nieprzyjemną sytuację. Są rodzice, którzy rozpościerają nad swoją pociechą „parasol ochronny” przed nauczycielami, kolegami, kłopotami… Kłótnia córki z koleżanką? -trzeba porozmawiać z wychowawcą, pewnie nic nie zrobił w tej sprawie. Za trudna klasówka? – Niemiły pan od polskiego? – chyba trzeba napisać do kuratorium. W odpowiedzi na takie sygnały (często nie mające nic wspólnego z rzeczywistością) psycholodzy mówią, że dziecko dla rozwoju potrzebuje takiej „frustracji”. Dzięki niej uczy się ważnych rzeczy, np. czym jest rozczarowanie, które i tak będzie w życiu przeżywać. Uczy się, jak samo załatwiać tego rodzaju sprawy, jak się samemu dogadać z koleżanką, jak samodzielnie ustalić z nauczycielem termin na dodatkową klasówkę… Zaczyna wierzyć we własne możliwości, czuje się sprawcze i dumne, gdy osiągnie zamierzony cel. Oczywiście rodzic jest obok, wspiera, rozmawia z dzieckiem, radzi, nawet zapewnia pomoc.
Wiele współczesnych badań z dziedziny psychologii i pedagogiki pokazuje, że doświadczanie trudności, samodzielne radzenie sobie z nimi , przy akceptującej i wspierającej obecności dorosłego (rodzica, nauczyciela) jest jednym z ważniejszych czynników determinujących przyszły sukces dziecka i jego poczucie szczęścia. Pomoc rodzica nie może być przesadzona. Co innego „czuwać i dawać dziecku komunikat : jestem”, co innego interweniować w każdej, nawet błahej sprawie. Co takiego się stanie, jeśli dziecko nie polubi pana od angielskiego? Nic. Polubi zapewne innych nauczycieli, znajdzie z nimi wspólny język. A pana „od angielskiego” powinno szanować, co my – rodzice – mamy obowiązek mu pokazać naszym zachowaniem. To będzie właściwa szkoła życia.
A więc : Witaj Szkoło! Witaj kolejny roku szkolny 🙂 /dsz/